Dwugodzinny staranny masaż brzuchów zapewnił widzom w Twardogórze Kabaret Moralnego Niepokoju, który wystąpił w hali sportowo-widowiskowej 17 października. Przezabawnych, choć nieco kąśliwych, tekstów było bez liku, a salwy śmiechu brzmiały naprzemiennie z gromkimi brawami. Twardogórska publiczność jest przyzwyczajona do humoru na najwyższym poziomie,
ponieważ niemal co roku nad Skorynię zapraszany jest któryś z tuzów polskiego kabaretu. Dla przypomnienia, przy ul. Wrocławskiej występowali już Paranienormalni, Ani Mru-Mru, Neo-Nówka, Kabaret Pod Wyrwigroszem czy Zenon Laskowik. Tym razem show dali artyści, którzy już od 17 lat z powodzeniem bawią Polaków, poruszając bieżące sprawy społeczno-obyczajowe i inteligentnie wyśmiewając absurdy codziennego życia. Robert Górski, Przemysław Borkowski, Mikołaj Cieślak, Rafał Zbieć i Magdalena Stużyńska zaprezentowali nowy program „Pogoda na suma”. Już na jego początku Robert Górski poprosił, aby wybaczyć filmowej Marcysi ze Złotopolskich chwilowej niedyspozycji, gdyż Magda na noc najadła się bobu i długo nie mogła zasnąć. Powitani zostali wszyscy widzowie, a wśród nich również kobiety w ciąży - te in vitro, ale i te santo subito, dzieci i osoby od nich starsze, pracujący - na etatach, ale też na umowach śmieciowych, a nawet ci, którzy kupili bilety przez internet i do końca byli przekonani, że idą na... Mazowsze.
– Wiem, że jesteśmy lekko spóźnieni, ale żeby to jakoś państwu zrekompensować, trochę wcześniej skończymy – zażartował Robert Górski, informując jednocześnie o nowym kandydacie na trenera reprezentacji Polski, którym jest prof. Gliński. – Czeka was wspaniały, cudowny, magiczny, czarodziejski wieczór – kontynuował prowadzący, za chwilę dodając: – Ale wcześniej nasz występ. Jaka była ta „Pogoda na suma”? Na pewno obiecująca, tak jak przygoda babci, którą w jednym ze skeczów wnuczek wysłał do Korei Północnej. Niczego nieświadoma nie wiedziała, że leci w koszulce z koreańskim napisem „Nie płakałam po Kim Dzong Ilu”. Dużo śmiechu wywołała scenka, podczas której aktorzy zmęczeni występami w reklamach na potęgę mylili swe kwestie, przezabawny był telefoniczny dialog dwóch rolników chwalących się swoimi wyimaginowanymi wojażami, czy też próba wynajęcia mieszkania od pewnego profesora przez dwóch rzekomych gejów. – Wywodzimy się od geja Kołodzieja – przekonywali naukowca. Jak trudne jest życie piłkarskiego kibica pokazał skecz, w którym ojciec, zamiast oglądać mecz, musiał pomagać w lekcjach synowi - nieumiejącemu opisać sasanki, a doskonale wiedzącemu, co znaczy słowo „empatia”. – Piłka nożna to sport dla debili – wnuczka próbował bronić dziadek, na co od syna usłyszał. – To ty powinieneś być królem strzelców. Można też było przekonać się jak ciężko jest być radiowcem, gdy ma się nieodpowiedniego asystenta i że nie wszyscy rodzice szaleją ze złości, kiedy ich dzieci wygrywają konkursy jedzenia... babek z błota. Po dwóch bisach kabaret zszedł ze sceny, by rozdawać autografy i podpisywać swym fanom płyty, będące do nabycia na miejscu.
|